Każdą książkę staram się postrzegać w osobistym kontekście - jako lustro mojego własnego życia. W przypadku "Losu powtórzonego" było podobnie. I właśnie dlatego nie jestem w stanie wybaczyć Wiśniewskiemu tych 306 stron maszynopisu.
"Los powtórzony"
to opowieść o trudnej sztuce zaczynania wszystkiego od początku. O
kontakcie z drugim człowiekiem, bez którego nie można budować
nowej, szczęśliwej przyszłości. O rozmowach, które są w stanie
zmienić całe życie. O przebudzeniu. O oswajaniu świata i samego
siebie. Niestety wszystkie te aspekty zamieniają się w banał.
Jedyne, co tak naprawdę zaskakuje, to zachowanie bohatera w końcowej
scenie. Nic więcej.
Maciej – główny bohater, to
mężczyzna w średnim wieku. W przeszłości zraniony przez
ukochaną, zaczyna bać się kobiet. Po śmierci chorej matki staje
na rozdrożu swojego własnego życia i postanawia je zmienić.
Odnawia stare kontakty i nawiązuje nowe znajomości. Za pomocą
czatu poznaje Emilkę... Tak rozpoczyna się ich internetowy romans.
Nie trudno
odczuć, że Wiśniewski stał się mistrzem wąskiej
specjalizacji. Co najgorsze, mam dziwne wrażenie,
że znam skądś historię dwojga ludzi którzy poznali się na
czacie... Czat, molekuły emocji i
nieszczęśliwe związki – oto jego specjalność. Ponadto, wydaje mi się,
że autor sam zaplatał się w gąszczu własnych opisów. Przy 283
stronie uznałam Wiśniewskiego za mistrza miksu. Takiego kogoś, kto
wszystko poplątał. Kto skacze oczami bohatera od jednej historii do
drugiej i nic z tego nie wynika. Kto wprowadza do jego życia
przypadkowe postaci, które nic nie wnoszą. Przy 284 zmieniłam
częściowo zdanie. W tamtym momencie przypomniałam sobie słowa z
zupełnie innej książki, zupełnie innego autora.
"Bywają
takie dni i noce, które zmieniają wszystko. Bywają takie rozmowy,
własne lub zasłyszane, które są w stanie wywrócić do góry
nogami cały nasz świat. Nie możemy ich przewidzieć. Nie możemy
się na nie przygotować. Czyhają na nas gdzieś, zapisane w
łańcuchy pozornych przypadków, nieuchronne jak świt po
ciemności.” (Hera moja miłość)
Książka sama w sobie
mnie jednak do siebie nie przekonała. Dość sztampowy język, lekko
drażniąca, otwarta kompozycja fabuły. Bez końcowej refleksji.
Dosłownej lub ukrytej. Przeciętna. To nie przykład książki którą
ma się później w pamięci i chętnie do niej wraca. Choć nie
ukrywam, książki tego autora przeczytam jeszcze na pewno nie raz.
"Los powtórzony"
predestynuje do miana literatury lekkiej, łatwej i przyjemnej.
Łatwej w odbiorze, choć nie koniecznie w treści. Może nawet do
miana literatury w swoim zamiarze terapeutycznej, ale na pewno nie do
bestselleru. I może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie sukces
osławionej już "Samotności w sieci" tegoż autora.
Trochę się rozczarowałam.
Podsumowując: nie
wzrusza, nie zaskakuje. Równie dobrze można zachwycić się
pierwszym lepszym harlequinem z pobliskiego kiosku.